„Na straganie w dzień targowy
Takie słyszy się rozmowy:
«Może pan się o mnie oprze,
Pan tak więdnie, panie koprze»”.
Znacie ten wiersz? Na pewno tak. Pomyślałem o nim dziś ze względu na przygodę, która przydarzyła się nam, czyli mnie, Meee, Miau i Ucholowi na targowisku. Co tam razem robiliśmy? Już wszystko opowiadam.
Pani Sowa tłumaczyła nam, że najlepiej jeść zgodnie z porami roku. Truskawki w styczniu to nie najlepszy wybór. Sezon na świeże warzywa i owoce to wiosna, lato i wczesna jesień, wtedy są najbardziej kolorowe, pachnące i smaczne. Ważne jest również, aby były lokalne, czyli rosły w jak najbliższym otoczeniu, dzięki temu mogą dojrzewać w naturalny sposób, a zjadane bezpośrednio po zebraniu są dużo bogatsze w witaminy i minerały. Tak, tego wszystkiego nauczyłem się na lekcji.
W ramach „Programu dla szkół” Pani Sowa zabrała nas również na targ. Chciała, abyśmy jak najlepiej poznali miejsce, gdzie można kupić warzywa oraz owoce wyhodowane przez pobliskich rolników i sadowników.
Przechodziliśmy pomiędzy straganami. Pani Sowa opowiadała, dlaczego warto jeść paprykę, dlaczego owoce są słodkie. Nagle Miau zauważyła, że nie ma z nami Meee. Rozglądała się wokół, ale nigdzie jej nie było, przepadła jak kamień w wodę. Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy rozpocząć poszukiwania. Tylko gdzie ona mogła być? Chaotycznie biegaliśmy pomiędzy straganami, niestety bez efektu. Nie znaleźliśmy nawet najmniejszego śladu naszej koleżanki. W głowach hulały nam najczarniejsze myśli. Meee jest bardzo odpowiedzialną osobą, nie w głowie jej żarty, na pewno też sama nie wróciła do szkoły.
– Musimy się uspokoić i chwilę pomyśleć, gdzie może być – próbowałem naprowadzić poszukiwania na właściwy tor.
– Może ktoś ją porwał i jest w niebezpieczeństwie? – panikowała Miau. Uchol był spokojniejszy i miał bardzo dobry pomysł. Zaproponował, abyśmy wrócili w miejsca, które odwiedziliśmy na targowisku. Jak powiedział, tak zrobiliśmy.
Pierwszym punktem na liście było stoisko z truskawkami. Dobrze je pamiętam, kupiliśmy tam łubiankę tych małych słodziaków, a każdy z nas zjadł po kilka. Niestety nie znaleźliśmy jej. Niedaleko znajdował się stragan z soczystymi pomidorami typu bawole serce (była zagadka na ten temat) i malinowymi. Meee zaciekawiły ich nazwy, ale niestety również tam nikogo nie spotkaliśmy. W trzeciej typowanej miejscówce również jej nie zastaliśmy. Zastanawiałem się, gdzie bym poszedł na jej miejscu. I miałem to. Przecież nasza droga koleżanka uwielbia gruszki!
Miałem rację, Meee cała i zdrowa gawędziła ze sprzedawczynią o konferencjach, lukasówkach i klapsach (to nazwy gruszek, o czym dowiedziałem się podczas spaceru po targowisku). Była zaskoczona, że jej szukaliśmy. Zupełnie straciła poczucie czasu. Pani sprzedająca owoce bardzo nas polubiła i na pożegnanie poczęstowała gruszkami. Smakowały znakomicie.
Zapraszamy do zapoznania się z naszymi innymi opowiadaniami "Pamiętnika Chrumasa". :)